wtorek, 15 marca 2011

"Motocyklem po bezdrożach Mongolii"- relacja z pokazu.

Wybaczcie, ze tak długo nie zdawałam relacji z ostatniego pokazu. Niestety brak czasu zablokował nieco moją wenę:) Ci, którzy myśleli, że pokaz trzeciego marca był mało ciekawy są w wielkim błędzie! Często chciałabym opisać daną prezentację jednym dobitnym słowem. Tylko jakim opisać pokaz „Motocyklem po bezdrożach Mongolii”? Hmmmmm... Słowo fantastycznie nie oddaje klimatu, fajnie jest zbyt banalne, a rewelacyjnie nieco oklepane. Czasem po prosty się poddaję i nie nazywam tego co widziałam tylko grupuję to w określone przeżycia i wrażenia i najzwyczajniej w świecie Wam o tym opowiadam. No tak... Postanowiłam, że dziś będzie krótko i na temat a znów się rozgaduję:). Nie ukrywam, że pisanie o wyprawie Ani i Loczka nie jest łatwe. Byli w tylu ciekawych i fascynujących miejscach o jakże skomplikowanych nazwach. Czasem po prostu opowiadać można o wyprawie tylko wtedy kiedy się było jej uczestnikiem. Za to wiecie co jest fajne? Fajne jest to, że opowieść Ani i Loczka to swoisty przewodnik po Mongolii, choć nie tylko bo również po państwach, przez które przejeżdżali zmierzając do celu.  W tym "przewodniku" wyznaczyłam sobie pięć najciekawszych rozdziałów (oczywiście tylko w moim odczuciu) i na nich się skupię. Ci, którzy nie byli na pokazie trzeciego marca mogą przeczytać całą relację z wyprawy do Mongolii na stronce Ani i Loczka http://ciekawiswiata.com/.

Droga...
Ogólnie na etapie do Mongolii znośna. Choć i tak trzeba się przygotować na kilka atrakcji np. wzmożoną kontrolę milicyjną na terenie Ukrainy. Warto jednak wspomnieć o drogach jakie są już na terenie Mongolii a raczej ich nie ma:) Mądre książki podają, że na terenie Mongolii jest 2500 km dróg asfaltowych. W rzeczywistości nasi podróżnicy mieli okazję jechać głównie po ubitym szutrze, który porównać można do tarki. By zniwelować uczucie drgań musieli poruszać się z prędkością co najmniej 80 km. Biorąc jednak pod uwagę jakość drogi, nie zawsze było to możliwe. Jednak zawsze może być gorzej. Prawda? Na kolejnych etapach podróży okazało się, że nawet droga "tarkowa" to prawdziwy luksus i trzeba się nią cieszyć. Często nie było drogi wcale, przez co Ania i Loczek poruszali się po prostu po śladach pozostawionych przez samochody. Przy zmiennej pogodzie bardzo często pojawiały się niezapowiedziane ulewy, które rozmywały pseudo drogi. Powstawały nagle strumienie, których nie było na żadnej mapie przez co Ania i Robert musieli nadrabiać drogę, żeby znaleźć bezpieczne miejsce do przeprawy z motorem i bagażem. Nie obyło się bez upadków. Kilkakrotnie musieli podnosić bardzo ciężki motor, co przy skrajnym wycieńczeniu nie jest sprawą łatwą. Zatem wszyscy ci, którzy "marudzą" na jakość polskich dróg i marzą im się długie kilometry autostrad proponuję przejechać, choć 100 km na mongolskiej drodze:) Zmienicie zdanie i docenicie co macie:). 

Nocleg...
Okazało się, że z noclegiem nie było większych problemów. W Chiwie nasi globtroterzy nocowali w ciekawym hoteliku (wcale nie za drogim, choć Chiwa uznawana jest za takowe miasto) W Bucharze spali u zapoznanego taksówkarza na tradycyjnym uzbeckim posłaniu z materacem wypchanym wielbłądzią wełną. Co ciekawe łoże ustawione było na dworze pod baldachimem z winorośli. Niezwykle klimatyczne miejsce. W Mongolii nocowali głównie w namiocie choć i tam ze względu na ogólne zmęczenie i zziębnięcie zatrzymywali się w miejscowych Ger Campach. Wynajmowali tam jurty. Te dość prymitywne domostwa niejednokrotnie wzbudzały zachwyt ze względu na bogate zdobienia. Mieli nawet okazję sami napalić w piecyku, opalanym zgadnijcie czym.... suszonymi odchodami kozy. Nie dziwcie się przecież  na terenie Mongolii nie ma prawie drzew. Tamtejsi mieszkańcy radzą sobie jak mogą. A spaliście kiedyś na łożu, które pomieści 15 osób.?W jednym z barów Ania i Loczek właśnie tak, po królewsku zostali ugoszczeni. Największych "luksusów" spodziewali się w Ułan Bator, gdzie zarezerwowali pokój w hostelu. Niestety zabukowany pokój okazał się najzwyklejszym gerem, do tego o znacznie gorszym „standardzie” niż te, w których nocowali zmierzając do Ułan- Bator. Cóż niespodzianki pojawiają się zawsze:)

Wyżywienie...
Spokojnie, bez szaleństw! Nie ma co wariować z zaopatrzeniem. Wszystko można kupić po drodze nawet w najmniejszych wioskach. Trzeba jednak umieć się targować i nie dać się nabrać na ceny, które dla turystów wzrastają nawet o 100%. Na rynku w Bucharze (jeszcze w Uzbekistanie) przy sprzyjających wiatrach za 10zł można kupić cały plecak owoców. W Mongolii trzeba spróbować lokalnych specjałów: suszonego białego sera (z dodatkiem sierści:)) oraz ajragu (sfermentowanego kobylego mleka). Nie ma jednak problemu z zamówieniem w barze ryby czy pieczonych ziemniaków z surówką. Palce lizać:)

Ludzie... Tradycje...Zwyczaje...
O tym pewnie pisać można by dużo. Ania i Loczek spotkali w czasie wyprawy wielu wyjątkowych ludzi. Dowód na to, że jesteśmy obywatelami świata:) W drodze do Mongolii spotkali m. in. taksówkarza, który pomógł im odnaleźć odpowiednie miejsce na nocleg w Bucharze. W Samarkadzie przyjaznego sprzedawcę, który oprowadził ich za 20zł po najważniejszych zabytkach tego niebieskiego miasta. Przyjaznych celników na granicy rosyjsko- kazachskiej, którzy pomogli wypełnić dokumenty. Niezwykłych pracowników warsztatu, z którymi Loczek w ciekawy sposób zmieniał opony. W samej Mongolii, choć ciężej się porozumieć bo Mongołowie nawet po rosyjsku mówią kiepsko, spotkali również wiele interesujących osób. Ania mimo braku znajomości języka świetnie dogadywała się z mongolskim chłopcem. Spotkali ciekawą włoską parę również na motocyklu a nawet Polaków. Byli nawet na koncercie zespołu Istebna z Istebnej:). Z różnic kulturowych warto wspomnieć o tym, iż Mongołowie mają inne poczucie czasu. Ania i Loczek opowiadali, że granica do Mongolii została otwarta z 1,5 godzinnym opóźnieniem. Nikogo to nie dziwiło i nikt się specjalnie nie irytował. W cierpliwość należy się również uzbroić czekając na zamówione jedzenie. Po prostu można zgłodnieć ale przecież z głodu jeszcze nikt nie umarł:) W czasie podróży można spotkać akcenty lokalnego kultu. Drzewa obwieszone szarfami o różnych kolorach (tzw. chadaki modlitewne). Miejsca specjalnej zadumy. Ania i Robert szukali również drzewa o 100 konarach, które otoczone było ogromną czcią, niestety ktoś je podpalił. Nie można zapomnieć o święcie Nadaam w Ułan Bator, które było docelowym punktem wyprawy Ani i Loczka. Wspaniałe zawody łucznicze. Zawody zapaśnicze z ciekawą historią o tym, dlaczego kobiety nie mogą brać w nich udziału (Dziewczyny jedna kobitka pokonała kiedyś wszystkich mężczyzn. Mężczyźni już wolą nie ryzykować. Po prostu Girls Power:)). Barwne pochody i pokaz mody mongolskiej. Ogólnie dużo by opowiadać...

Przyroda...Krajobrazy... Pogoda
Pogoda zmienna na całej trasie. Do Mongolii prażące słońce. W samej Mongolii dużo chłodniej (średnia wysokość to 1500 m n. p. m przez co temperatura spada). Pogoda dość kapryśna nie do przewidzenia. Do tego burze piaskowe. Za to jakie widoki. Ja patrząc na zdjęcia miałam wrażenie, że tak musiała wyglądać Ziemia zanim pojawił się człowiek. Brak rozwiniętej cywilizacji powoduje, że ten niby „zacofany” kraj w moich oczach jest więcej wart niż niejeden bogaty zachodnioeuropejski. To właśnie tam można podziwiać mnogość ptactwa drapieżnego, dzikie owce Argali a nawet pantery śnieżne. Po prostu obłęd:)

Nic więcej nie opowiadam. Zerknijcie na stronę Ani i Roberta. Polecam! Na koniec napiszę jeszcze tylko, że ta wyprawa należała do jednej z najbardziej ekstremalnych, o których mieliśmy okazję posłuchać. Ogrom wysiłku włożonego w same przygotowania. Na trasie walka o to by czerpać radość z podróży, mimo wszechogarniającego zmęczenia. 
Aniu, Robercie, dziękujemy za ciekawy pokaz:)
Już ostatnie zdania obiecuję:) Pewnie podobała się wam podróż na motocyklu. A co byście powiedzieli na... wehikuł czasu? Brzmi nieźle! Prawda? Na taką wycieczkę zabierzemy Was w pierwszy czwartek kwietnia. 

Serdecznie zapraszamy!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz